Festiwal Feria de Ronda

Tak się złożyło, że przyjechaliśmy do Rondy w pierwszy dzień fiesty, czyli święta miasta, nazywanej Feria de Ronda lub świętem Pedro Romero. Miasto zaludniło się pięknościami wystrojonymi w kolorowe sukienki flamenco, a knajpki zapełniły się ludźmi tańczącymi, śpiewającymi i świętującymi do późnej nocy.

Pierwszego dnia ferii wieczorem przez miasto przeszła parada, na którą składało się wiele grup folklorystycznych w kolorowych kostiumach, tańczących tradycyjne tańce andaluzyjskie i sypiących konfetti z pięknie przystrojonych platform, a także nowocześni artyści z podświetlanymi instalacjami i muzyką w stylu techno. Dla mnie jednym z najciekawszych momentów był przejazd pań ubranych w historyczne kostiumy – te panie nazywają się Damas Goyesca, na cześć kobiet z obrazu Andaluzja – Feria de Ronda 2018 – jedno z moich ulubionych zdjęć: Damas Goyesca, nazwane tak na cześć dam z obrazu Francisco de Goya i co roku wybierane są aby reprezentować miasto Ronda. Ich stroje szyte są na miarę i kosztują kilka tysięcy euro. A panie Goyesca, jak zresztą i reszta uczestników parady, były w wyśmienitych humorach, co widać na zdjęciach.

Po paradzie impreza rozlała się na całe stare miasto, knajpki zapełniły się imprezującymi ludźmi, popijającymi wino i podrygującymi w rytm muzyki. W wielu miejscach grano muzykę na żywo, często były to rytmy flamenco i niesamowicie było widzieć, jak publiczność tańczyła do tych rytmów, jakby mimochodem najpierw poruszały się dłonie, potem nogi, potem włączały się do tego oczy, głowa, całe ciało i nagle cały stolik, a zachwilę pół lokalu było na nogach i w tańcu bliskim transowi. Bardzo jasno widać było, że ta kultura, to nie folklor zamknięty w muzeach i odkurzany raz do roku na paradę, tylko codzienność, oczywistość, z którą Hiszpanie spotykają się od maleńkości, i to w sensie dosłownym, bo do późna w nocy małe dzieci świętowały na rękach matek, chłonąc rytmy flamenco i całą atmosferę fiesty.

Na drugi dzień impreza przeniosła się do przemysłowej części Rondy, na teren targów. My dojechaliśmy tam samochodem, ale można tam też dotrzeć z centrum małą elektryczną ciuchcią, która służy jako shuttle między terenem targów i starym miastem. I znowu mogliśmy podziwiać miejscowe pięknośći w sukniach flamenco, a do tego jeszcze wspaniałe konie i ich jeźdźców, bo tego dnia odbywał się konkurs na najpiękniejsze zaprzęgi.

W kilku namiotach, wypełnionych po brzegi, można było skosztować tradycyjnych potraw i napić się wina, no i przede wszystkim schronić się przed palącym słońcem. Wieczorem czynne było też wesołe miasteczko (w ciągu dnia upał był na to za duży), ale niestety, ku wielkiej rozpaczy naszej latorośli, nie zostaliśmy na fieście tak długo, ponieważ musieliśmy wracać do Malagi.

Nie zobaczyliśmy też corridy, która jest częścią fiesty, ale tego akurat nikt z nas nie żałował – ze względów etycznych przede wszystkim, a do tego bilety są ponoć bardzo drogie i trudne do zdobycia.

A tutaj jeszcze kilka zdjęć przepięknych koni i równie pięknych jeźdźców:

 

A tutaj jeszcze krótki rzut oka na namioty, nic specjalnego, ale tak z reporterskiego obowiązku:

 

Dodaj komentarz

Kochany Czytelniku, daj znać, jeśli podobało Ci się to, co przeczytałeś / przeczytałaś - będzie mi miło! Masz jakieś pytania, czy uwagi - wal śmiało i prosto z mostu!