Nieco z poczucia obowiązku wybrałam się do położonego w dzielnicy Ueno tokijskiego Muzeum Narodowego, no bo przecież trochę kultury liznąć wypada.
Może wyjdę na ignorantkę, ale powiem szczerze, że muzeum mnie nie zachwyciło. Owszem, bogate zbiory kimon, drzeworytów, rozmaitych przedmiotów i archeologicznych „skorup” – dla znawców i miłośników to zapewne kopalnia wiedzy. Ale ja nie jestem fanem oszklonych gablotek i kilometrowych suchych opisów, kto to kiedy wykonał i jaką techniką i w jakim stylu. Jedyną rzeczą, która mnie bardziej zainteresowała, to kilka starych oryginalnych domków służących dawniej za herbaciarnie – taki miniaturowy skansen w ogrodach na tyłach muzeum. Domki są niestety zamknięte, nie można nawet zajrzeć do środka i nie ma żadnych opisów. Na dokładkę, przy co ciekawszych eksponatach obowiązuje zakaz robienia zdjęć, nie tylko z lampą błyskową, lecz w ogóle, i nie da się tego obejść, bo ochrona jest bardzo spostrzegawcza i stanowcza. Dlatego poniżej tylko kilka fotek z impresjami, ale bez większej wartości dokumentalnej 🙂
Wizyta w Muzeum Narodowym opłaciła się o tyle, że w muzealnym sklepiku wyszperałam piękny drzeworyt przedstawiający japońską piękność serwującą herbatę. Ten drzeworyt jest dokładną kopią oryginału, ręcznie wykonany oryginalną, bardzo pracochłonną techniką, z certyfikatem i nawet zdjęciem artysty, który go wykonał. Oprawiony ozdabia teraz nasze mieszkanie.
To są zapiski z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.