Japonia – Konbini

Mój drugi dzień w Japonii kończę wizytą w konbini w pobliżu mojego hotelu.

Konbini (albo kombini, lub też conbini, od angielskiego convenience store) to mały supermarket otwarty 24 h na dobę. Taka definicja nie oddaje jednak istoty konbini, jest to bowiem raczej instytucja i nieodłączna część japońskiej kultury.

Konbini należą zazwyczaj do jednej z dużych sieci: 7 Eleven, Lawson lub Family Mart, chociaż są też inne. Sieć konbini jest niewyobrażalnie gęsta, szacuje się, że jeden lokal przypada na 2.000 mieszkańców, co oznacza, że w większych miastach konbini jest dosłownie co kilka kroków.

Poza normalnymi produktami spożywczymi jakich można się spodziewać w supermarkecie, konbini to przede wszystkim miejsca, w których można nabyć bezproblemowo i w przystępnej cenie świeże i dobre posiłki gotowe do spożycia: sałatki, sushi, onigiri, zupy, itd. Do tego w okolicy kasy zawsze znajduje się witryna z ciepłymi przekąskami (na przykład „dumplings”, czyli takie jakby pyzy nadziewane mięskiem – przepyszne!!), można wziąć kawę na wynos, lub przysiąść na chwilę w kąciku barowym.

Do tego podstawowe artykuły kosmetyczne, skarpetki, baterie, parasole, ciepłe kapcie, artykuły papiernicze, i setki innych przydatnych rzeczy.

Ale konbini to jeszcze dużo więcej. W prawie każdym stoi bankomat, ksero, skaner, drukarka do zdjęć. Można tu opłacić rachunki za prąd, wysłać fax, nadać list lub paczkę, kupić bilety do kina lub na autobus dalekobieżny.

Konbini to też swego rodzaju sąsiedzka instytucja. Można tu na przykład zostawić klucz dla sąsiada, a pomocny i bardzo uprzejmy personel zawsze dysponuje dokładną mapą okolicy i wiedzą, co się gdzie znajduje (jak już wspominałam, w Japonii nie ma takiego systemu nazw ulic i numerów domów jaki znamy z Europy).

Jeśli więc o drugiej w nocy Japończyka dopadnie ochota na coś słodkiego albo odczuwa nagłą potrzebę napisania listu a w domu nie ma papeterii – nie ma problemu, po prostu schodzi do najbliższego konbini i sprawa załatwiona. Cudowny wynalazek.

Ja podczas mojej pierwszej wizyty w konbini po pierwsze sprawdzam bankomat, żeby się przekonać, czy na pewno karta kredytowa działa (tak, działa bez problemu), a po drugie nabywam sałatkę (z przepysznym dressingiem na bazie prażonego sezamu) i pysznego gotowanego na parze pierożka z mięskiem. Muszę mieć przecież jakąś sensowną podkładkę pod moje ciasto z matchą. Szukam też świeżych owoców, ale takowych nie znajduję. To się okaże jak dla mnie jedynym mankamentem konbini – brak świeżych owoców. Od czasu do czasu jakieś smętne banany, a poza tym tylko owoce obrane, pokroje w kawałki i zalane lekko słodkawą galaretką. No cóż, co kraj to obyczaj… kupuję więc mix jabłkowo mandarynkowy w galaretce jako dopełnienie mojej wieczornej uczty w hotelu. Drugi dzień w Japonii dobiega końca…

 

Dodaj komentarz

Kochany Czytelniku, daj znać, jeśli podobało Ci się to, co przeczytałeś / przeczytałaś - będzie mi miło! Masz jakieś pytania, czy uwagi - wal śmiało i prosto z mostu!