Japonia – Tokio – Asakusa

No więc jestem w Tokio… Kolejne zadanie: dotrzeć z dworca głównego do stacji Asakusa. Studiując mapę metra w Tokio można się nabawić pląsawicy lub przynajmniej bólu głowy…

Mapa metra w Tokio

Mapa metra w Tokio (źródło: http://www.tokyometro.jp/en/subwaymap)

Na szczęście istnieje też coś tak wspaniałego jak strona Hyperdia, która po angielsku wyszukuje najlepsze połączenia w Japonii. Tam sobie wyszukałam, że najlepiej mi będzie z dworca głównego podjechać jeden przystanek kolejką JR do stacji Kanda i tam się przesiąść na linię metra do stacji Asakusa.

Z dworca głównego nie pamiętam już wiele, oprócz tłumów ludzi i zaskoczenia, że bardzo szybko udało mi się znaleźć odpowiedni peron kolejki JR. Za to po stacji Kanda, która jest z gatunku tych małych (w porównaniu z ogromnym dworcem głównym), kluczyłam chyba z pół godziny, nijak nie mogąc znaleźć wejścia do metra. Szybko się zorientowałam, że kolejka JR jeździ po estakadzie, a metro jest pod ziemią, więc trzeba zejść przynajmniej na poziom ulicy. Znalazłam nawet gablotkę informacyjną z mapką, na której było zaznaczone wejście do metra i kilkanaście razy upewniałam się, że stoję w tym miejscu gdzie trzeba i patrzę się w odpowiednim kierunku. W końcu, sfrustrowana, otrąbiłam oficjalnie porażkę i postanowiłam schować honor podróżnika do kieszeni i podjechać taksówką. Obrałam kierunek na widniejące w oddali duże skrzyżowanie, które dawało nadzieję na w miarę szybkie złapanie taryfy, i wtedy, po ujściu dobrych dwustu metrów, wreszcie natknęłam się na to nieszczęsne wejście do metra. Mapka miała rację, a problem polegał tylko na skali… Ja się spodziewałam, że wejścia do obydwu stacji są w odległości co najwyżej kilku metrów od siebie, a tutaj się okazuje, że jak w Tokio jest się na stacji przesiadkowej, to można się całkiem sporo nachodzić zmieniając linie…

Podróżując po Tokio trzeba też wziąć pod uwagę, że nie wszędzie są windy i ruchome schody, a raczej normą jest ich brak. Trzeba się nastawić na targanie ze sobą bagażu po stromych schodach, bo gotowość osobników męskich do pomocy samotnej kobiecie oscyluje raczej w skromnych granicach błędu statystycznego. Ale nic to, grunt że stacje są bardzo przejrzyście oznaczone, moja karta SUICA zadziałała bez problemów, i już po kilku minutach byłam na stacji Asakusa.

Podróżując po nieznanych sobie miejscach, staram trzymać się metody małych kroczków. Dostałam się z Nary do Kioto, potem z Kioto do Tokio, w Tokio do mojej stacji docelowej, a teraz nadszedł czas na następny kroczek, czyli znalezienie drogi do mojego drugiego mieszkania z AirBnB.

Opis jak się dostać ze stacji metra do mojego apartamentu w Tokio czytał się jak wczesna Chmielewska: znajdź wyjście A2, wyjdź na prawo koło konbini, przejdź koło muzeum walizek, skręć w lewo koło automatu do napojów na parkingu, a na końcu za kolejnym sklepem znajdź rynnę, do której jest przyczepiona skrytka, wstukaj kod do skrytki i wyjmij klucz do budynku, który jest trzy domy dalej. Po pierwszym pobycie w apartamiencie z AirBnB nabrałam do tego rodzaju lokum nieco zaufania, ale mimo to czułam dreszczyk podniecenia, kiedy tak pokonywałam jeden etap tych miejskich podchodów za drugim i wypatrywałam schowka z kluczami.

 Oczywiście okazało się, że opis był zgodny ze stanem faktycznym, znalazłam skrytkę, kod działał, w środku były klucze i pasowały do dzwi mojego apartamentu. To jest właśnie Japonia – czasami na pozór nieco zakręcona w swoich dziwactwach, ale potem okazuje się, że wszystko działa jak powinno i zazwyczaj ma jakiś (często niestety ukryty dla nietubylców) sens.

W środku zastałam taki miły apartament:

Tokio - mój apartament w dzielnicy Asakusa

Tokio – mój apartament w dzielnicy Asakusa

Oczywiście znowu łazienka rozdzielona, w części „mokrej” tylko wanna, tym razem część „sucha” połączona była z toaletą i miała w zlewie tylko zimną wodę, więc jako zmarzluch nawet na każde mycie rąk chodziłam do wanny. Apartament był już nieco nadgryziony zębem czasu, ale miał wszystko czego podróżnik może potrzebować i był, tak jak wszystkie poprzednie miejsca, nieskazitelnie czysty.

Po krótkim odpoczynku wybrałam się na malutki spacerek, by z grubsza zorientować się w dzielnicy Asakusa, która będzie moją bazą wypadową do końca pobytu.

W jednej z przyulicznych garkuchni nabyłam takie pyszne coś:

Kuchnia japońska: Taiyaki, czyli ciastka pieczone w specjalnej formie i nadziewane słodką pastą z czerwonej fasoli

Kuchnia japońska: Taiyaki, czyli ciastka pieczone w specjalnej formie i nadziewane słodką pastą z czerwonej fasoli

 

A tutaj jeszcze kilka snapszotów z dzielnicy:

Asakusa położona jest nad rzeką Sumida, po drugiej stronie rzeki rozciąga się dzielnica o tejże nazwie (znaczy też Sumida). Sumidę obejrzę sobie dokładniej kiedy  indziej. Z daleka rozpoznaję jednak od razu budynek kwatery głównej kompanii piwowarskiej Asahi Breweries (The Asahi Beer Hall), na dachu którego architekt umieścił złote COŚ. Podobno artysta miał na myśli płomień… Mieszkańcom (i mnie również) nieodparcie nasuwa sie jednak skojarzenie z psią kupą, to chyba wyjaśnia, dlaczego mam tylko jedno zdjęcie tego cuda, i to niewyraźne. Uprzejmie upraszam o wyrozumiałość, a wielbicieli sztuki awangardowej po piękne zdjęcia odsyłam do odpowiednich źródeł w necie.

Tokio - Sumida - Kwatera Główna kompanii Asahi Breweries (The Asahi Beer Hall)

Tokio – Sumida – Kwatera Główna kompanii Asahi Breweries (The Asahi Beer Hall) z charakterystycznym złotym elementem

Nie sposób też nie zauważyć wieży Tokyo Skytree, ponoć najwyższego budynku w Japonii, której pięknie podświetlona konstrukcja dominuje nad krajobrazem całej okolicy:

Tokyo Skytree - najwyższa konstrukcja w Japonii

Tokyo Skytree – najwyższa konstrukcja w Japonii

 

W drodze powrotnej zachodzę do supermarketu AEON (nie konbini, tylko taki prawdziwy supermarket spożywczy), aby zaspokoić moje europejskie tęsknoty, które objawiają się nieodpartą chcicą na jabłka i jogurt. Produkty mleczne chyba w całej Azji są mało popularne (w każdym bądź razie w Chinach i Tajlandii, no i jak się przekonałam, także w Japonii). Jogurciki w opakowaniach wielkości homeopatycznej, masło też w malutkich kosteczkach i w większości solone (chociaż pewnie i było niesolone, ale moje nieistniejące umiejętności językowe nie pozwalały mi na identyfikację). A jabłka sprzedawane na sztuki. Zdjęcie znowu niewyraźne, bo wykonane trzęsącą się z podniecenia ręką (pierwsze jabłka po tygodniu abstynencji!!!), ale gwoli dokumentacji historycznej zamieszczam: 

Tokio - zakupy z supermarketu AEON

Tokio – zakupy z supermarketu AEON

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.

Dodaj komentarz

Kochany Czytelniku, daj znać, jeśli podobało Ci się to, co przeczytałeś / przeczytałaś - będzie mi miło! Masz jakieś pytania, czy uwagi - wal śmiało i prosto z mostu!