Jeszcze na świeżo nasze wrażenia z Andaluzji, właśnie wróciliśmy z 2,5 tygodniowego urlopu, na którym byliśmy całą rodziną (poszerzoną o Babcię). Przywieźliśmy mnóstwo pozytywnych wrażeń i witaminy D, bo słońca nam nie brakowało 🙂
Tutaj pierwsze wrażenie, widok na okolice Malagi z samolotu – ta paleta kolorystyczna składająca się z żółci, brązów i różnych odcieni oliwkowego będzie nam towarzyszyć przez ponad dwa tygodnie.
Szybkie podsumowanie:
Na plus:
- jedzenie, zwłaszcza w Maladze (to było dla nas największe zaskoczenie, zwłaszcza różnorodność, bardzo dobra jakość, i stosunek jakości do ceny)
- przyjaźni, otwarci ludzie, zwłaszcza bardzo bardzo uprzejma i profesjonalna obsługa w restauracjach
- interesujący mix kulturowy, wielowiekowe nawarstwiające się na siebie tradycje etniczne i religijne, łączące się w bardzo udaną całość
- krajobrazy
- zabytki, architektura, bardzo ciekawe muzea
- flamenco, śpiew, fiesta, siesta
Na minus
- brud na ulicach i niestety też w wynajmowanych przez nas apartamentach
- niejaki tumiwisizm, przejawiający się na przykład w prowizorycznym urządzaniu mieszkań i działaniu instalacji (grzanie wody, odpływy, etc)
- słaba izolacja dźwiękowa w apartamentach – w połączeniu z późną porą powrotu z kolacji / imprez innych mieszkańców dawało to gwarantowane chroniczne niewyspanie
- plaże w Maladze – niezbyt czyste i z paskudną architekturą w tle
Jak nam się podróżowało i wypoczywało z dzieckiem?
Nasza córka jest generalnie przyzwyczajona do podróżowania, poznawania nowych kultur, a Hiszpanie są bardzo otwarci i mili, zwłaszcza dla dzieci. Zabukowanie w Maladze apartamentu z basenem było strzałem w dziesiątkę, spędzaliśmy w nim prawie całe przedpołudnia i było to dużo bardziej praktyczne niż wyjście na plażę. Naszej córce nie do końca smakowało hiszpańskie jedzenie, ale ratowały nas krokiety, hamburgery, gotowane ziemniaki i jedzenie japońskie. Hitem było flamenco, a zwłaszcza sukienka i całe wyposażenie z bucikami włącznie, które za bardzo niewielkie pieniądze nabyliśmy dla niej. Kilka bardzo ciekawych interaktywnych muzeów wywołało sporo zainteresowania, zarówno u naszej córki, jak i u dorosłych. Oczywiście jak zawsze podróżowaliśmy z uwzględnieniem potrzeb dziecka, tak więc zawsze mieliśmy czas, żeby zatrzymać się i poprzyglądać zielonym papugom w Maladze, czy pobawić w chowanego w ogrodach Alhambry. Przełom sierpnia i września był jeszcze dosyć gorący, a nasze dziecko nie zbyt dobrze znosi upały, tak więc żelaznym punktem dnia była sjesta, bo w najgorętszych godzinach musieliśmy się schować do klimatyzowanych pomieszczeń. To był nasz czas na odpoczynek, krótką drzemkę, czytanie książeczek i czasami też obejrzenie jakiejś bajki. Zrezygnowaliśmy za to z naszego normalnego rozkładu dnia i pozwalaliśmy szaleć dziecku do 22 – 23, co było po prostu dostosowaniem się do lokalnych zwyczajów.
Dodam jeszcze, że po odbyciu tej podróży chyba nie zdecydowałabym się na przyjechanie tutaj z dzieckiem, które jeszcze raczkuje, albo już chodzi, ale jeszcze często się przewraca lub upuszcza przedmioty na ziemię i generalnie lubi się bawić na podłodze i brać wszystko do buzi. Na mój gust ulice tutaj są zbyt brudne, za dużo na nich odchodów zwierząt, cuchnącej breji wylewającej się z kontenerów na śmieci, itd. I nie chodzi tu o to, że poruszaliśmy się w jakichś slumsach, po prostu jest tutaj za mało opadów deszczu, żeby w naturalny sposób oczyścić ulice, a służby miejskie pewnie nie dają rady, może to jest też kwestia budżetu dostępnego na oczyszczanie ulic. Oczywiście jak zawsze jest to kwestia indywidualnego podejścia do higieny i do wychowania dzieci i indywidualnego progu wrażliwości. My raczej wyznajemy teorię, że „dzieci dzielą się na dzieci czyste i dzieci szczęśliwe”, ale raczej chodzi nam o kontakt z brudem bardziej „naturalnym”, jak ziemia, błoto, rośliny, itd. Ten rodzaj brudu, jaki zastaliśmy w andaluzyjskich miastach, bardzo by mnie stresował, gdybym tutaj była z takim bardzo małym dzieckiem, które wszystko by chciało podnosić z chodnika i brać do buzi. Z naszą prawie sześciolatką takiego problemu już nie było, więc podróż przebiegała nam pod tym względem bezstresowo.
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy dwa tygodnie zostali w jednym miejscu 🙂 Odwiedziliśmy takie miejscowości:
- Malaga – świetne miasto, zaskoczyło nas zwłaszcza kulinarnie. Fajne muzea.
- Ronda – zakochałam się w tym miejscu, i w miasteczku jako takim i w otaczających go krajobrazach
- Mijas – piękna biała wioska (pueblo blanco), ale niestety bardzo turystyczna, raczej nie polecamy
- Granada – bezdyskusyjnie piękna i godna odwiedzenia
- Guadix – chyba największa pozytywna niespodzianka naszej podróży
- Alhama de Granada – kto tam nie był, nic nie stracił
W następnym poście będzie trochę o przygotowaniach do podróży i naszej logistyce w Andaluzji.