Tokyo Metropolitan Government Building – Tokio z góry i za darmo

Zbliża się koniec mojego pobytu w Tokio, a tak bardzo chciałabym jeszcze zobaczyć to miasto z góry. Można to zrobić w Sky Tree, więc niedaleko mojego apartamentu, ale cena wyjazdu na górę wydaje mi się zbyt wygórowana. Na szczęście znajduję informację, że panoramę Tokio można podziwiać za darmo w tokijskim ratuszu.

Podjeżdżam do stacji Tocho-mae, która znajduje się praktycznie w podziemiach ratusza. Trochę się gubię w labiryncie korytarzy na stacji i kilka minut krążę w poszukiwaniu właściwego wejścia do ratusza, ale w końcu udaje mi się znaleźć dosyć sporą kolejkę do windy (jestem w ratuszu  pod wieczór i kolejka składa się prawie wyłącznie z turystów). Kolejka porusza się dosyć wartko, po niedługim oczekiwaniu zostaję załadowana do windy z kilkunastoma innymi osobami. Winda jest obsługiwana przez młodą hostessę w uniformie i białych  rękawiczkach. Hostessa kłania się nam do pasa, naciska guzik windy i rozpoczyna entuzjastyczny monolog po japońsku, który trwa przez całą naszą jazdę na wysokość 220 metrów. Potem hostessa ponownie się kłania i  wypuszcza nas z windy.

Widok na miasto jest niesamowity, zwłaszcza, że trafiłam na końcówkę zachodu słońca i całe miasto jest aż po horyzont rozświetlone. Przepiękny sposób na pożegnanie się z tym miejscem i z Japonią…

Niestety zdjęcia nie oddają klimatu, bo były robione zza szyby i nie wolno w tym miejscu używać ani statywu, ani nawet żadnej podpórki na aparat, choćby to nawet była własna torebka – bardzo czujna obsługa uprzejmie ale stanowczo reaguje na każde próby podparcia aparatu na czymś stabilnym.

Z informacji praktycznych warto wiedzieć, że ratusz ma dwie wieże, południową i północną, widok na miasto można podziwiać za darmo z obydwu. Wieża południowa jest czynna do 17:30, wieża północna do 23. Na piętrze obserwacyjnym w wieży południowej jest kawiarnia, a w północnej restauracja i sklep z suwenirami. Ja, z racji późnej godziny, byłam w wieży północnej, z restauracji nie korzystałam, więc nie wiem, czy warto, ale czytałam, że na pewno trzeba rezerwować miejsce wcześniej. Obie wieże mają kilka dni w miesiącu, kiedy są zamknięte, najlepiej to zawsze wcześniej sprawdzić –  tutaj oficjalna strona Tokyo Metropolitan Government z godzinami otwarcia.

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.

Tokio – Odaiba – Onsen Oedo Monogatari

Wizyta w Japonii bez odwiedzenia onsenu ponoć się nie liczy, a ja odkładałam ten onsen i odkładałam, bo nie byłam pewna, czy to coś dla mnie. Będąc na Odaibie zdecydowałam się w końcu odwiedzić Onsen Oedo Monogatari i okazało się to strzałem w dziesiątkę – ten onsen to absolutny highlight mojej podróży!

Tuż po wejściu do budynku jesteśmy skonfrontowani z japońskimi tradycjami, bo hol wyłożony jest matami tatami, których nie wolno pobrudzić i dlatego trzeba zdjąć buty, a mokre parasole włożyć w jednorazowe foliowe pokrowce rozdawane przy drzwiach (Japończycy są mistrzami świata w produkowaniu odpadów). Do kolejki po bilet ustawiamy się więc na bosaka i dostajemy jeszcze ostrzeżenie, że nie zostaniemy wpuszczeni, jeśli mamy jakiekolwiek tatuaże. Tatuaże są w Japonii bardzo silnie kojarzone z mafią i w większości onsenów panuje zakaz wstępu dla osób z tatuażami.

Przy kasie dostajemy bawełnianą yukatę (można wybrać jeden z czterech kolorowych wzorów dla kobiet lub czterech raczej stonowanych kolorystycznie dla mężczyzn). Dostajemy też chip z bransoletką do zapięcia na rękę, na którym będą odnotowywane zakupy w onsenie, zapłacimy za wszystko przy wyjściu.

W szatniach podzielonych według płci przebieramy się w yukaty i wchodzimy do wielkiej koedukacyjnej hali w stylu Edo ze sklepami, restauracjami, grami, budkami wróżbitów i co tam jeszcze spragniona relaksu dusza zapragnie.

Obok hali głównej znajduje się druga spokojniejsza hala, przeznaczona do odpoczynku po kąpieli. W kompleksie onsenu, oprócz klasycznej kąpieli w gorącej wodzie, można jeszcze brodzić w koedukacyjnym baseniku outdoorowym i zafundować sobie masaż lub zabieg kosmetyczny.

Kąpiel jest przeżyciem samym w sobie. Aby jej zażyć, trzeba się udać do innej przebieralni, znowu osobnej dla kobiet i mężczyzn – część basenowa też jest odseparowana według płci. W tej przebieralni są szafki, w których zostawia się yukatę, telefon, i co tam kto ma przy sobie. Dostaje się taki malutki ręczniczek, taki naprawdę malutki, trochę większy od chusteczki do nosa i drugi ręcznik trochę większy, ale niewiele. Ten większy na razie zostawia się w swojej skrytce.

Rozebranym do rosołu wchodzi się do pierwszej części łaźni, gdzie są malutkie boksy z malutkimi krzesełkami (jak dla przedszkolaków), lustrem, prysznicem, mydłem i naczyniem do polewania się (nie wiem po co, no bo przecież można użyć prysznica). Siedząc na stołeczku trzeba się gruntownie umyć, używając tego małego ręczniczka jako myjki, a potem jeszcze trzeba dokładnie spłukać swój boks, żeby było czysto dla następnej osoby.

Potem przechodzi się do części z basenami. Są to kamiennne kadzie, od takiej mieszczącej ze cztery osoby do takich wielkich na mniej więcej 20 osób. Baseny są ustawione według rosnącej temperatury wody. Najpierw wchodzimy do tego z najchłodniejszą wodą, potem zwiększamy temperaturę, według uznania. Najcieplejszy basen był dla mnie za gorący, ale wiele Japonek dzielnie się w nim moczyło. Przebywając w basenie cały czas mamy ze sobą ten mały ręczniczek, można nim ocierać pot z twarzy i należy bardzo uważać, aby go nie zamoczyć w wodzie, bo to jest uważane za bardzo gruby nietakt. Większość onsenowiczów kładzie go sobie na głowie.

W onsenowej hali panuje bardzo spokojna atmosfera a i sama kąpiel jest bardzo relaksująca.

Kiedy zdecydujemy, że już dosyć moczenia się w ciepłej wodzie, wracamy do szatni i przy pomocy tego większego ręcznika doprowadzamy się do stanu w miarę suchego. Nie wiem jak jest w innych onsenach, ale w Oedo Monogatari za darmo są do dyspozycji wszelakie kosmetyki pielęgnacyjne do skóry i włosów, balsamy, krem do twarzy, etc.

Zrelaksowana po kąpieli funduję sobie chirashi sushi, a na dokładkę matcha smoothie i czuję się jak bogini życia.

Kąpiel w onsenie jest tak relaksująca, że aż zasnęłam w pociągu i przespałam moją stację. Podobno dopiero po takim przegapieniu swojej stacji można o sobie mówić, że jest się prawdziwym tokijczykiem…

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.

Tokio – Odaiba – Muzeum Miraikan

Japonia to nie tylko świątynie i piękne ogrody, ale też nauka i technika, dlatego dzisiaj wybieram się na sztucznie usypaną wyspę Odaiba, aby odwiedzić Narodowe Muzeum Nowoczesnej Nauki i Innowacji (National Museum of Emerging Science and Innovation), zwane też Muzeum Miraikan.

Budynek muzeum robi wrażenie, zwłaszcza od środka, bo w głównej hali wisi potężna makieta kuli ziemskiej złożona z wielu małych ekranów, wyświetlających aktualne dane pogodowe na całym świecie. Po wewnętrznej ścianie biegnie pochyła galeria, dzięki której można tę kulę ziemską obejrzeć z każdej strony, można też się pod nią położyć na jednym z przygotowanych leżaków.

Oznaczyłam mój wpis tagiem „warto zobaczyć w Tokio”, ale muszę szczerze przyznać, że mam co do Muzeum Miraikan mieszane uczucia. Jest tam kilka ciekawych eksponatów, jak choćby autentyczne wnętrza modułu mieszkalnego z kosmicznej stacji ISS, czy humanoidalne roboty. Jednak większość ekspozycji to wystawy interaktywne, które można w pełni zrozumieć tylko posługując się japońskim, do większości eksponatów, czy też tych interaktywnych „stacji” były spore kolejki, a natężenie hałasu było dla mnie poza granicą dobrego samopoczucia. Myślę, że zawzięci wielbiciele techniki się w tym odnajdą, dla takiego technicznego przeciętniaka jak ja jest to pozycja ciekawa, ale tylko jeśli mamy w Tokio wystarczająco czasu i zobaczyliśmy już inne atrakcje.

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.

Tokio – Ogród Rikugi-en

Popołudnie spędzam w ogrodzie Rigugi-en, zaliczanym do jednym z najpiękniejszych krajobrazów Japonii.

Powiem krótko: Japończycy umieją zakładać ogrody. Resztę niech opowiedzą zdjęcia:

Kubek matchy i wagashi, popijane w ogrodowej herbaciarni, dopełniły szczęścia 🙂

Matcha i wagashi w ogrodzie Rikugi-en

Matcha i wagashi w ogrodzie Rikugi-en

 

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.

Tokio – Świątynia Meiji

Dzisiaj zaczynam dzień od wizyty w świątyni Meiji, przy czym „zaczynam dzień” dosłownie, bowiem wyruszam w drogę tuż po szóstej rano, a na miejsce docieram przed siódmą, jeszcze w półmroku. Zdecydowałam się na taką wszesną porę aby uniknąć rush hour w metrze, a przede wszystkim masy turystów w Meiji, która jest jedną z najczęściej odwiedzanych świątyń w Japonii.

Kto rano wstaje, ten bardzo marznie, zwłaszcza o tej porze roku, dlatego błogosławiłam moje chemiczne ocieplaczki, które wsunęłam w mankiety mojej kurtki, kiedy szłam przez las okalający kompleks świątynnych zabudowań (las liczy ponoć 120.000 drzew w 365 gatunkach, drzewa są podarunkami od wiernych ze wszystkich zakąktów Japonii) Ale warto było wstać tak wcześnie i marznąć, aby móc przeżyć, jak świątynia pomału budzi się do życia, jak w skupieniu modlą się w niej nieliczni wierni, a ciszę przerywa tylko rytmiczne szuranie miotły o ziemię.

W pewnym momencie w głównej hali świątyni pojawiło się trzech kapłanów shinto ubranych w uroczyste szaty. Jeden z nich uderzył w gong i zaczęła się ceremonia wypełniona śpiewem, melorecytacją, procesją wokół ołtarza, pokłonami, ściąganiem i zakładaniem butów i jeszcze innymi gestami, których znaczenie zrozumiałe jest tylko dla znawców religii shinto. W pierwszym odruchu chcialam wyciągnąć komórkę i nagrywać, ale powstrzymałam się, powodowana szacunkiem do sakrum, jakie epatowało z tego miejsca i tej chwili. To nie był spektakl dla turystów, to była autentyczna modlitwa tych kapłanów i tej nielicznej grupki lokalsów i czułam, że nie można tego profanować nagrywaniem.

Po ceremonii poszwędałam się jeszcze trochę po dziedzińcu świątyni, poczytałam „ema” (tabliczki z modlitwami), niektóre z nich sa po angielsku lub niemiecku, niektóre są wzruszające, a przy niektórych nie mogłam powstrzymać śmiechu. Sama też jedną ema napisałam i wrzuciłam do przeznaczonej do tego skarbonki stosowną ofiarę – niby nie wierzę w takie czary mary, ale kto wie… zaszkodzić nie zaszkodzi, a pomóc może…

Około wpół do dziewiątej na dziedziniec świątyni zaczęły wpływać pierwsze zorganizowane grupy turystów, więc zdecydowałam, że czas się stąd zwijać, i w poczuciu dobrze spełnionego turystycznego obowiązku, ale też zadowolona, że przeżyłam coś pięknego, ruszyłam do pobliskiej dzielnicy Shibuya na poszukiwanie śniadania.

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.

Tokio – Ginza – sklep Itoya, czyli coś dla fanów papeterii

Ponieważ jestem wielkim miłośnikiem papeterii, papieru, przyborów do pisania, więc nie mogłam ominąć mieszczącego się w dzielnicy Ginza sklepu Itoya. To jest liczący ponad sto lat sklep, nowo otwarty w 2015r i mieści na dwunastu piętrach wszystko, czego może sobie zażyczyć papieromaniak.

Ponieważ było już dosyć późno, skupiłam się głównie na akcesoriach do mojego Filofaxa (Japończycy są wielbicielami tej marki, ale też wszelakich żurnali, pamiętników i kalendarzy), ale odkryłam też dział z papierem, gdzie między innymi można dosyć korzystnie kupić dobrze wykonane kopie znanych japońskich rycin – miła pamiątka, którą można po powrocie ozdobić ścianę i na pewno alternatywa dla dosyć drogich rycin sprzedawanych w sklepach muzealnych i w innych miejscach turystycznych.

O dwudziestej sklep jest niestety zamykany, ale można jeszcze skorzystać z umieszczonej na ostatnim piętrze restauracji, z widokiem na rozświetloną neonami Ginzę. Skusiłam się na sałatkę z sałaty uprawianej piętro niżej na ekologicznej farmie – powiem szczerze, że jeśli tak wygląda przyszłość rolnictwa, to ja się nie piszę, jednak nie ma to jak sałata zahartowana wiatrem i słońcem. Ale raz w życiu spróbować można.

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.