Malaga – gdzie zjeść: restauracja Udon

Do restauracji Udon trafiliśmy z mieszanymi uczuciami, bo to sieciówka i zresztą jak to, japońskie jedzenie w Hiszpanii?? Czy to może być dobre??? No ale jak to często z dzieckiem bywa, pociecha zażądała jedzenia NATYCHMIAST i to najlepiej  ryżu, a Udon był akurat w pobliżu, a do tego ja byłam dosyć zziebnięta po długim moczeniu się w basenie, więc jakaś gorąca japońska zupa byłaby nie do pogardzenia – i zaryzykowaliśmy.

Jak to w podróżniczym życiu bywa, z małego przypadku rozwija się czasami wielka i namiętna miłość. I tak było w przypadku tej restauracji. Dość powiedzieć, że w ciągu tygodnia pobytu w Maladze jedliśmy w Udonie cztery razy i jest to jedna z najlepszych japońskich restauracji, w jakich do tej pory byliśmy. Sensacjonalny stosunek jakości do ceny, bardzo smaczne i kreatywnie podane dania, a serwowany tam ramen tampopo był najpyszniejszym ramenem, jaki jadłam do tej pory, wliczając w to obydwie moje wizyty w Japonii.

Polecamy z całego serca.

Później doczytaliśmy, że w pobliżu Malagi znajdują się wyśmienite łowiska ryb i najlepsze okazy są bezpośrednio samolotami transportowane do Japonii i trafiają tam do najlepszych restauracji. Dostępność świetnych ryb i owoców morza jest podstawą kuchni japońskiej i to jest jeden z powodów, dla których w Maladze powstało wiele lokali oferujących wyśmienite japońskie dania.

 

To  są zapiski  z podróży do Andaluzji, która odbyła się w sierpniu 2018. Podóżowaliśmy indywidualnie. tutaj cała lista miejsc, które moim zdaniem warto zobaczyć w Maladze, a tutaj cały plan podróży po Andaluzji.

Wszystkie zamieszczone tutaj opinie o miejscach  i lokakalach wyrażają tylko moją opinię i nie były sponsorowane.

Kuchnia japońska – kurczak teriyaki

Po włóczędze po dzielnicy Shibuya, wypełnionej zwiedzaniem sklepów, czas na obiad. Trafiam do przemiłego, przytulnego lokalu i decyduję się na kurczaka w sosie teriyaki – to jedno z najbardziej znanych dań japońskich i ciekawa jestem, jak smakuje tu, w autentycznym wydaniu lokalnym.

Teryiaki to sposób przyrządzania potraw, polegający na zamarynowaniu ryby lub mięsa (a zwłaszcza wołowiny i kurczaka) lub warzyw w specjalnym sosie, a potem duszeniu, smażeniu lub grillowaniu tegoż. Sos teryiaki  przygotowuje się z sosu sojowego, sake i cukru, które miesza się w równych ilościach i powoli redukuje do połowy objętości.

Jak informuje Wikipedia, nazwa teriyaki wzięła się od japońskiego słowa teru (błyszczeć, świecić), ponieważ sos na potrawie błyszczy pod wpływem dużej zawartości cukru.

Mój kurczak teryiaki w wydaniu oryginalnym okazał się pyszny, kruchy i delikatny, słodko-słony i aromatyczny. Mniam! Kiedyś na pewno spróbuję to odtworzyć we własnej kuchni…

 

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.

Kuchnia japońska – chirashi sushi

Pierwsze skojarzenie ja hasło „kuchnia japońska”? Oczywiście sushi!

Skonsternowana stwierdzam, że to już mój drugi tydzień w Japonii, a jeszcze nie jadłam sushi… Pora to zmienić! W plątaninie bocznych uliczek Asakusy ulegom namowom miłej „naganiaczki” i daję się zaprowadzić do wnętrza jednego z barów serwujących sushi. Barierę językową zgrabnie omijam zamawiając „setto”, czyli standardowy zestaw obiadowy. Czekając na moje zamówienie obserwuję kucharzy, którzy za barową ladą przygotowują świeże sushi. Ponoć filetowanie i krojenie ryby na sushi to nauka sama w sobie, każdy gatunek ryby ma swoje techniki krojenia i odpowiednie noże.

W końcu moje „setto” ląduje przede mną. I tutaj mała niespodzianka, bo spodziewałam się sushi w wersji klasycznej, czyli ryżu i ryby pozawijanych w wodorosty lub chociaż poporcjowanych, a tutaj dostałam chirashi sushi, czyli miskę wypełnioną ryżem, na której poukładane są ryba, warzywa, wasabi, marynowany imbir i  wszystkie inne składniki sushi (w moim przypadku jeszcze pyszny kawałek takiego jajecznego omletu, kawior i cytryna). Generalnie chodzi o to, żeby było jak najwięcej różnorodnych smaków, które mają ze sobą harmonizować: kwaśny, ostry, rybi, słodki (to ten omlet), odświeżający (imbir i ogórek). W komplecie z zupą miso i zieloną herbatą pycha!!!

 

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.

Kuchnia japońska – Ramen

Jakoś tak się złożyło, że dzisiaj w moim jadłospisie znalazły się aż dwie zupy: „somen” na obiad i „ramen” na kolację.

Kuchnia japońska - somen

Kuchnia japońska – somen

Z perspektywy niewtajemniczonego w niuanse Europejczyka można w bardzo dużym uproszczeniu powiedzieć, że ramen i somen, podobnie jak soba i udon to zupy na wywarze, najczęściej mięsnym, różniące się od siebie rodzajem klusek i zawartością „wkładki”.

W ramenie makaron jest zrobiony z pszenicy, udon też z mąki pszennej, ale kluchy dużo grubsze. Makaron soba jest zrobiony z mąki gryczanej, a makaron somen albo z gryczanej albo pszennej, ale w dosyć cienkie nitki.

Co do wkładu, to jest on bardzo różnorodny, mięso, jajka, różne pierożki, tofu, warzywa, sezam. Każda pani domu i każda restauracja mają swoje przepisy.

Ramen to taki japoński fast-food, tylko w Tokio jest ponoć ponad 5 tysięcy restauracji serwujących tą zupę, a w całej Japonii ponad 200 tysięcy. Dosyć łatwo można te restauracje rozpoznać po charakterystycznym siorbaniu 🙂

Moj wieczorny ramen musiałam zamówić w automacie. Jest mnóstwo opcji do wyboru, można sobie skonfigurować rodzaj makaronu i dodatki, a potem maszyna wyświetla cenę. Płaci się w automacie, który wypluwa wydrukowany bon, który to bon podaje się kucharzowi, by po chwili dostać miskę z wywarem i dodatkami i osobno makaron, który wedle uznania dodaje się do zupy. Przy pomocy pani z obsługi, która nie mówiła po angielsku, trochę na migi pokazując na zupy siedzących przy pobliskich stolikach gości, a trochę na chybił trafił udało mi się zamówić taką zupkę jak na poniższym zdjęciu. Bardzo dobra, aromatyczna, sycąca, tylko jak na mój gust nieco za słona – ale to niestety był mój częsty problem z japońskimi potrawami.

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.

Tokio – spacer po dzielnicy Asakusa

Dzisiaj czas na zwiedzanie najstarszej świątyni buddyjskiej w Tokio: Senso-ji. Mój sympatyczny apartament znajduje się rzut beretem od tego miejsca, więc wybieram się tam na piechotę, a przy okazji oglądam sobie dokładniej „moją” dzielnicę, czyli Asakusę.

Asakusa to bardzo przyjemna dzielnica, zobaczcie zresztą sami:

Po drodze zachodzę do małej przytulnej restauracyjki na przekąskę. Takoyaki tym razem w wersji z płatkami bonito (wędzony i suszony tuńczyk, w postaci ultracienkich płatków), znowu przepyszne… Na deser raczę się lodami z matchą – kremowe, nie za słodkie, z charakterystycznym aromatem, mniam, od razu zostaję fanem.

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.

Nara – Kioto – Tokio czyli dzień w podróży i kilka przemyśleń

Szósty dzień mojej podróży. Wyprowadzam się z urokliwej i spokojnej Nary. Wracam do Kioto, by stamtąd pojechać do stolicy. Tym razem kasy do rezerwacji miejscówki i perony znajduję bez trudu, jestem już w końcu chyba czwarty raz na tym dworcu.

Zanim wsiądę w shinkansena, kupuję prowiant na podróż – praktyczne pudełko z sushi i słodycze z dodatkiem matchy. Oczywiście nie może zabraknąć mojej ulubionej niesłodzonej chłodzonej herbaty, automat na peronie oferuje kilkanaście rodzajów.

Mam jeszcze kilkanaście minut do odjazdu mojego pociągu, więc obserwuję, jak na peron co kilka minut podjeżdżają inne shinkanseny. Chwilę przed przyjazdem pociągu na peronie rozlega się radosna muzyka, potem pociąg nadjeżdża i zatrzymuje się tak precyzyjnie, że bramki w płotku zabezpieczającym peron pokrywają się co do centymentra z wejściami do wagonów. Jak już pisałam, drzwi do shinkansena są bardzo wąskie, dla drobnych Japończyków to nie problem, ale co bardziej rośli Europejczycy czy Amerykanie muszę się schylać, a czasami i nieco przeciskać. Pociąg stoi na peronie bardzo krótko, może z półtorej minuty.

Wsiadam w końcu do mojego shinkansena, rozsiadam się wygodnie. Czeka mnie nieco ponad 2,5 godz. jazdy, więc wyciągam prowiant i zaczynam próbować nowych specjałów.

Na pierwszy ogień idzie sushi z fermentowanej makreli zawinięte w liść persymony, lokalna specjalność z okolic Nary. Rybka jest fermentowana tylko trochę, ma delikatny kwaskowo-słony smak i wyraźny rybi zapach (ale w takim pozytywnym sensie) i smakuje tak dobrze, że nie potrzeba do tego nawet sosu sojowego. To dzięki liściom persymony, które nadają temu sushi dodatkowego aromatu. Dawniej ten sposób przygotowania sushi służył też do jego konserwacji, bo taniny zawarte w liściach chroniły potrawę przed zepsuciem.

Na deser mam gofry z herbatą matcha i karmelem – dosyć słodkie, ale pycha!! Kupiłam jeszcze batoniki KitKat z matchą, te jednak po spróbowaniu odstawiam – smak trochę nie z mojej bajki, dosyć taki fabryczny. Chyba powinnam w tym miejscu powiedzieć, że w Japonii jest też dużo innego rodzaju słodyczy, nie zawierających matchy, tylko na przykład owoce lub czekoladę. Na przykład KitKat ma całą paletę smaków, od truskawkowego przez dyniowy po sake. To tylko moja właśnie kiełkująca miłość do herbaty matcha spowodowała taki subiektywny wybór słodyczy (i tak mi już zostanie do końca podróży).

Czas na pierwsze podsumowania. Oczywiście wszystkie moje spostrzeżenia są bardzo powierzchowne, nie mogą być inne po kilku dniach w obcym kraju, bez znajomości języka i bez głębszego kontaktu z tubylcami. Ale czasami takie właśnie pierwsze wrażenia trafnie oddają to, co w danym miejscu jest najbardziej charakterystyczne, co je wyróżnia spośród innych miejsc. Im dłużej się gdzieś zostaje, im więcej osób i ich historii się poznaje, tym bardziej człowiek zaczyna różnicować, dzielić włos na czworo, dostrzegać, że generalnie coś jest, ale czasami jednak nie, a czasami tylko trochę, ale tylko pod pewnymi warunkami, itd. I ta charakterystyka miejsca się rozmywa, nie jest już taka uchwytna i dobitna jak na początku, aż w końcu człowiek dochodzi do wniosku, że generalnie wszędzie jest tak samo, ludzie mają takie same potrzeby i tęsknoty i strachy. Jak to jeden poeta powiedział, różnimy się jedynie tak bardzo podobnie.

Tak więc po kilku dniach podróży pozwalam sobie na takie ogólnikowe i naiwne spostrzeżenia, na które pewnie nie odważyłabym się po dłuższym pobycie:

Po pierwsze w Japonii jest się skonfrontowanym z bardzo radykalną kulturą służenia klientowi. Klient nasz pan, i to totalnie. W progu sklepu obsługa wita ukłonami, uśmiechami, pełnymi kurtuazji formułkami. W środku sprzedawca jest do dyspozycji, ale w bardzo nienachalny sposób. Jeśli chcesz o coś zapytać, jedno spojrzenie wystarczy, od razu ktoś ci pomoże. Jeśli chcesz w spokoju się po sklepie porozglądać, zostawią cię w spokoju. W restauracji kelner doleje herbaty dokładnie w tej sekundzie, kiedy opróżniłeś swój kubeczek. Jeśli tylko trzeba było chwilkę stanąć w kolejce, pierwsze co usłyszysz przy kasie to „dziękujemy za zaczekanie”. Kasjer lub jego pomocnik wszystko spakują w siateczki i wręczą zakupy wśród ukłonów, nawet jeśli to jest zwykły spożywczak, a w lepszym sklepie odprowadzą do drzwi albo i do końca ulicy. I to nie jest jakieś podlizywanie się czy służalczość, nie jest skierowane selektywnie do klientów o potencjalnie grubo wypchanym portfelu. To raczej chęć ofiarowania dobrego serwisu, dążenie do perfekcyjnego wykonania swojego zadania, którym w tym przypadku jest obsłużenie klienta.

Po drugie kultura harmonii. Przewaga kolektywu nad indywidualizmem. Dobro ogółu ponad dobrem jednostki. Czym się to objawia? Ludzie przestrzegają reguł. Nie wolno śmiecić, więc nikt nie rzuca śmieci na ziemię. Nie wolno przepychać się do autobusu, więc wszyscy stoją bardzo grzecznie w ogonku. Nie wolno hałasować i przeszkadzać innym, więc wszyscy starają się być cicho, nikt nie rozmawia przez telefon w pociągu i nie popycha innych ludzi, nawet w największym tłoku. I wszyscy są ubrani podobnie (no oczywiście poza różnymi subkulturami, ale to jest naprawdę wyjątek). Czytałam gdzieś, że to dopasowanie się japońskiego społeczeństwa do okoliczności zewnętrznych, ta rezygnacja z indywidualizmu, to efekt historii, bo przez wiele lat Japonią rządzili feudałowie, którzy za najmniejsze odstępstwa od ustanowionych przez siebie praw okrutnie karali poddanych. Ale nie wiem, czy nie jest to też po części strategia radzenia sobie z tak liczną populacją. Gdyby w miejscach z tak ogromną koncetracją ludzi każdy zaczął żyć po swojemu, skończyłoby się to raczej niewesoło.

Po trzecie niesamowita kultura wizualna. Przepiękne ogrody. Wysmakowana, minimalistyczna architektura. Obrazy, ryciny, zdjęcia, dekoracje wnętrz. Ale też estetyka w życiu codziennym, na przykład piękne opakowania – choćby to było pudełko zwykłych słodyczy, jest ono zapakowane w piękne zaprojektowany i świetnej jakości papier, pod którym znajduje się następny piękny papier, a pod nim piękne pudełko, w którym z niezwykłą dbałością ułożone są pojedyńcze sztuki, również indywidualnie zapakowane (pomijam kwestie ekologii, ale jeśli chodzi o estetykę, to jest to mistrzostwo świata). Piękne są również gesty, choćby to było wydawanie reszty w sklepie, to zawsze będzie ono z dbałością o pozycję każdego z palców, o zatoczenie dłońmi idealnego okręgu i o pochylenie ciała w należytym tempie i pod odpowiednim kątem. Samo pismo, składające się z trzech alfabetów, też uwrażliwia na rozmaite formy i kształty, którym przypisane są znaczenia, często bardzo wielopoziomowe.

Tak to sobie rozmyślałam, a za oknami shinkansena przemykał krajobraz, w tle przemknęła nawet święta góra Fuji. Mogłabym sobie tak jechać i dłużej, ale shinkansen jest szybki i dotarłam do Tokio zgodnie z rozkładem – nie można przecież po japońskim pociągu spodziewać się czegoś innego 🙂

 

To  są zapiski  z podróży do Japonii, która odbyła się na przełomie października i listopada 2016. Podróżowałam sama, podróż była zorganizowana indywidualnie przeze mnie.