Malaga – Stare Miasto

Stare Miasto w Maladze jest gwarne, pełne kafejek, restauracji, sklepów i sklepików, lodziarni i artystów. Sporo domów i całych ulic jest już odnowione, ale wiele jest też jeszcze zaułków zaniedbanych, nadgryzionych zębem czasu, które epatują nieco szemraną atmosferą.

Miasto budzi się tu powoli, o ósmej rano ulice są jeszcze puste, koło 10 ludzie zaczynają się rozkręcać, by zwolnić znowu koło 14-tej, kiedy upał staje się bardzo dokuczliwy. Koło 17-tej sjesta powoli dobiega końca, ulice i restauracje zapełniają się – kulminacja wieczoru następuje koło 22-giej, miasto jest wtedy zatłoczone, gwarne, turyści, rodziny z dziećmi, staruszkowie – kto tylko może wylega na ulice.

Katedra

Budynkiem wyróżniającym się wśród domów Starego Miasta jest katedra, której imponujące mury są niestety tak wciśnięte w zabudowę, że trudno jest znaleźć perspektywę, z której można by podziwiać tę budowlę w całości. Wydaje się, że budowniczy Malagi nie przywiązywali zbyt wiele wagi do osi widokowych… Ale może przeważyły kwestie praktyczne, bo wąska i gęsta zabudowa oznacza więcej cienia, a ten w Maladze jest prawie na wagę złota. Od pierwszej chwili w tym mieście rzuca się w oczy, że w ciągu dnia ludzie przemykają po uliczkach prawie przytuleni do domów tak, żeby możliwie jak najdłużej pozostawać w cieniu.

 

Miejscowe smaczki

Do kolorytu Malagi należą obecne w wielu miejscach płytki azulejos (wymawiane azulehos), obrazy Maryi i inne religijne malowidła wykonane na ceramicznych płytkach, sporo jest też fajnych grafitti, no i te kable, umocowane na budynkach jak koszmarny sen elektryka.

Stare Miasto wieczorem

A tutaj jeszcze kilka fotek z naszych wieczornych spacerów po Starym Mieście. Wieczorem, nawet w dosyć pustych zaułkach, czuliśmy się tak samo bezpiecznie, jak za dnia. Jedyne, na co trzeba naprawdę uważać, to psie kupy (albo może kocie, kto tam wie) i inne nieprzyjemne odpadki, których na ulicach Malagi było niestety sporo.

A tutaj jeszcze fotki sympatycznych panów z meksykańskiej kapeli ulicznej, którzy grali naprawdę świetnie i umilili nam jeden z wieczorów na starym mieście:

 

To  są zapiski  z podróży do Andaluzji, która odbyła się w sierpniu 2018. Podóżowaliśmy indywidualnie. tutaj cała lista miejsc, które moim zdaniem warto zobaczyć w Maladze, a tutaj cały plan podróży po Andaluzji.

Wszystkie zamieszczone tutaj opinie o miejscach  i lokakalach wyrażają tylko moją opinię i nie były sponsorowane.

Malaga z dzieckiem – co warto zobaczyć

Malaga będzie nam się odtąd kojarzyć głównie z pulsującego nocnym życiem Starego Miasta, które jest jedną wielką strefą gastronomiczną. Malaga zachwyciła nas jakością i różnorodnością kulinarną – będzie osobny post o tym co i gdzie warto zjeść w Maladze.

A tutaj lista miejsc, które odwiedziliśmy w Maladze. Tym razem nie w kolejności chronologicznej, tylko pogrupowane tematycznie:

Muzea w Maladze

Oprócz jedzenia Malaga chyba przede wszystkim będzie nam się kojarzyć z fajnymi muzeami, w których i nasze dziecko i my dorośli mogliśmy znaleźć coś dla siebie:

Wszystkie trzy muzea bardzo polecamy, zwłaszcza na wizytę z dziećmi!

Spacery

  • Stare Miasto – centralny punkt Malagi, przemierzaliśmy je wielokrotnie, za każdym razem odkrywając jakieś nowe „smaczki”
  • Port – tętniący życiem i pełen turystów
  • Alkazaba i Gibralfaro – miła okazja do spalenia kalorii i zobaczenia miasta z góry
  • Dzielnica Soho – niestety z przyczyn losowych nie zobaczyliśmy wiele i zostawiamy sobie to miejsce na następny raz
  • Plaża Pedregalejo , która dostaje od nas średnie oceny, ale pięknie prezentuje się o zachodzie słońca, i trzeba na niej koniecznie zobaczyć malownicze budki chiringuitos i fantastyczne zielone papugi
  • Plaża Playa la Malagueta, której też nie jesteśmy fanami, ale przy odpowiednim oświetleniu i przy odpowiednim kącie spojrzenia też może dostarczyć kilku romantycznych uniesień
  • Ogród botaniczny (Jardin Botanico Historico La Concepcion)

Malaga z góry

Wycieczki

Mijas – biała wioska lub białe miasteczko (pueblo blanco) około 40 minut jazdy samochodem z centrum Malagi. Urocze miejsce, niestety bardzo turystyczne

Zakupy w Maladze

  • Il Corte Inglez
  • Stare Miasto

 

To  są zapiski  z podróży do Andaluzji, która odbyła się w sierpniu 2018. Podóżowaliśmy indywidualnie. a tutaj nasz cały plan podróży po Andaluzji.

Wszystkie zamieszczone tutaj opinie o miejscach  i lokakalach wyrażają tylko moją opinię i nie były sponsorowane.

Andaluzja z dzieckiem – planowanie podróży

Założeniem naszego urlopu w Andaluzji było, że jest on głównie wypoczynkowy, czyli że nie mamy parcia na jakieś wyczynowe zwiedzanie wszystkiego, co tylko możliwe. Hiszpania jest na tyle blisko, że możemy do niej przyjechać jeszcze wiele razy, więc nie musimy wszystkiego zobaczyć i zaliczyć za jednym zamachem.

Główny nasz plan był taki, żeby przylecieć i wracać z Malagi, na pierwszy tydzień zabukować apartament w Maladze, a na drugi tydzień w Granadzie. Między powrotem z Granady a odlotem z Malagi chcieliśmy mieć trochę zapasu czasowego, więc ostatnie dni znowu spędziliśmy w Maladze.

Apartamenty

Apartamenty bukowaliśmy przez AirBnB, głównie ze względu na kuchnię i przestrzeń, której w apartamencie jest zdecydowanie więcej, niż w pokoju hotelowym. Jeśli chodzi o ceny, to też wychodzi to taniej, niż hotel, ale szczerze mówiąc nie poświęciliśmy na szukanie hoteli wiele czasu, więc nie jesteśmy za dobrze zorientowani.

W Maladze nasz apartament był położony w kompleksie kilku budynków tworzących razem zamkniętą całość i dysponującym małym basenem na dachu jednego z domu – basen był dostępny tylko dla mieszkańców tego kompleksu. Lokalizacja była bardzo centralna, ale jednak trochę z dala od ścisłego centrum, dzięki czemu wszędzie byliśmy dosyć szybko na piechotę, ale nie byliśmy narażeni na panujący w centrum turystyczny gwar.

W Granadzie znaleźliśmy, też przez AirBnB super miejsce – dom położony na zboczu góry w starej arabskiej dzielnicy Albaicin. Przepiękne miejsce z niesamowitym widokiem i w bardzo dobrej lokalizacji umożliwiającej nam dotarcie do prawie wszystkich atrakcji na piechotę.

Bilety do Alhambry

Ilość zwiedzających Alhambrę jest limitowana (bodajże 3.000 osób na dzień), więc dobrze się zatroszczyć o bilety wcześniej, bo w sezonie są one wykupione na wiele dni naprzód. My kupowaliśmy bilety online, na tej stronie https://tickets.alhambra-patronato.es/en/ . Strona jest katastrofalna jeśli chodzi o tzw. usability, czyli przyjazność dla użytkownika i trzeba wiedzieć, że płacimy już z góry całą sumę (kartą kredytową), ale nie dostajemy biletu, tylko woucher, który trzeba wymienić w kasie na bilet właściwy. Bilety są imienne i przy rezerwacji trzeba podać dane z paszportu, a potem w kasie trzeba ten paszport przedłożyć, żeby dostać ten właściwy bilet. Nie jestem do końca pewna, czy nie ma jeszcze jednej, bardziej „oficjalnej” strony, bo widziałam też przy wejściu ludzi z prawdziwymi biletami już wydrukowanymi, a nie z woucherami, ale nic innego w sieci nie znalazłam. Miałam niejakie obawy, czy to wszystko będzie działać, ale pomimo skomplikowanego procesu o dziwo wszystko było OK.

Ważne jest, żeby wiedzieć, że do Pałacu Nasrydów, który jest najważniejszą częścią zwiedzania, można wejść tylko o określonej godzinie i ta godzina jest ściśle przestrzegana. Spóźnialscy nie zostają wpuszczani i całe zwiedzanie bierze w łeb. Przy bukowaniu trzeba się zdecydować na konkretną godzinę, o której będziemy wchodzić do Pałacu. Resztę Alhambry można zwiedzać w dowolnej kolejności, o dowolnej godzinie i tak długo, jak się chce. My zdecydowaliśmy się na zwiedzanie Pałacu Nasrydów w pierwszym możliwym przedziale czasowym, czyli o 8:30 i teraz po fakcie mogę powiedzieć, że była to świetna decyzja. W samym pałacu byliśmy pierwszą grupą, więc nie było ludzi z grupy poprzedniej, którzy jeszcze dodatkowo robiliby tłok, podobnie w ogrodach Generalife tłum zaczął się robić dopiero, kiedy my już prawie zakończyliśmy zwiedzanie. Ale najważniejsze, że temperatura była jeszcze bardzo znośna i dzięki temu mogliśmy wszystko zobaczyć na świeżo, bez zmęczenia obezwładniającym upałem (a tego dnia temperatura dochodziła do 38 stopni) – kiedy zaczęło się robić naprawdę gorąco, my z poczuciem dobrze spełnionego turystycznego obowiązku wycofywaliśmy się już na obiad i sjestę. No i jeszcze jedna dobra rzecz – światło rano i przed południem jest dużo przyjemniejsze do robienia zdjęć niż w pełnym słońcu.

Bilety do innych muzeów

Bilety do muzeów generalnie nie były drogie i warto pamiętać, że seniorzy po 65 roku życia mają zniżki, z tym, że czasami trzeba pokazać jakiś dokument tożsamości, więc warto mieć dowód lub paszport przy sobie. Dzieci do szóstego roku życia najczęściej wchodziły za darmo, ale często trzeba było nabyć dla nich taki darmowy bilet wejściówkę (na przykład w Alhambrze).

Samochód

Postanowiliśmy wynająć samochód, żeby nie być przywiązanym tylko do jednego miejsca i pooglądać okolicę. Samochód jak zazwyczaj wynajęliśmy jeszcze przed wyjazdem na urlop, przez internet i w jednej z mniejszych wypożyczalni, która oferuje nieco korzystniejsze warunki. Tutaj mogę się jeszcze podzielić doświadczeniem, że warto czytać uważnie warunki umowy, bo na przykład wynajmując samochód z terenu Niemiec ma się już w pakiecie ubezpieczenie od kosztów wypadków, a przy odbiorze samochodu pracownica wypożyczalni próbuje sprzedać to ubezpieczenie jeszcze raz jako pakiet dodatkowy.

Taxi w Maladze i Granadzie

Ze względów logistycznych samochód musieliśmy oddać kilka dni przed odlotem i na lotnisko w Maladze jechaliśmy z centrum taksówką. Od niedawna w Maladze działa aplikacja MyTaxi, której ja od czasu do czasu używam w Niemczech, więc cała procedura zamawiania taksówki i płacenia za kurs była bardzo bezproblemowa. Widziałam, że działa też Uber, więc kto ma tą aplikację, może też rozbijać się taryfą wygodnie bez znajomości hiszpańskiego. Bez internetu też jeżdżenie taxi jest dosyć bezproblemowe, jest na ulicach sporo taksówek i często są wolne, wystarczy zamachać ręką, tak robiliśmy kilka razy w Granadzie. Taksówki były w naszym odczuciu dosyć tanie, zwłaszcza na krótkie kursy bardziej się dla naszej czwórki opłacała taksówka niż bilety na autobus, albo przynajmniej na jedno wychodziło.

Internet

Prawie wszędzie na ulicach był dostępny szybki internet LTE, w apartamentach też szybki WLAN, z wyjątkiem Granady, gdzie przedpotopowy router dostawał zadyszki przy nawet najmniejszym przesyłanym zdjęciu. Darmowy internet na lotnisku i w wielu miejscach jak muzea.

 

To  są zapiski  z podróży do Andaluzji, która odbyła się w sierpniu 2018. Podóżowaliśmy indywidualnie.  a tutaj cały nasz plan podróży po Andaluzji.

Wszystkie zamieszczone tutaj opinie o miejscach  i lokakalach wyrażają tylko moją opinię i nie były sponsorowane.

Andaluzja z dzieckiem

Jeszcze na świeżo nasze wrażenia z Andaluzji, właśnie wróciliśmy z 2,5 tygodniowego urlopu, na którym byliśmy całą rodziną (poszerzoną o Babcię). Przywieźliśmy mnóstwo pozytywnych wrażeń i witaminy D, bo słońca nam nie brakowało 🙂

Tutaj pierwsze wrażenie, widok na okolice Malagi z samolotu – ta paleta kolorystyczna składająca się z żółci, brązów i różnych odcieni oliwkowego będzie nam towarzyszyć przez ponad dwa tygodnie.

Szybkie podsumowanie:

Na plus:

  • jedzenie, zwłaszcza w Maladze (to było dla nas największe zaskoczenie, zwłaszcza różnorodność, bardzo dobra jakość, i stosunek jakości do ceny)
  • przyjaźni, otwarci ludzie, zwłaszcza bardzo bardzo uprzejma i profesjonalna obsługa w restauracjach
  • interesujący mix kulturowy, wielowiekowe nawarstwiające się na siebie tradycje etniczne i religijne, łączące się w bardzo udaną całość
  • krajobrazy
  • zabytki, architektura, bardzo ciekawe muzea
  • flamenco, śpiew, fiesta, siesta

Na minus

  • brud na ulicach i niestety też w wynajmowanych przez nas apartamentach
  • niejaki tumiwisizm, przejawiający się na przykład w prowizorycznym urządzaniu mieszkań i działaniu instalacji (grzanie wody, odpływy, etc)
  • słaba izolacja dźwiękowa w apartamentach – w połączeniu z późną porą powrotu z kolacji / imprez innych mieszkańców dawało to gwarantowane chroniczne niewyspanie
  • plaże w Maladze – niezbyt czyste i z paskudną architekturą w tle

Jak nam się podróżowało i wypoczywało z dzieckiem?

Nasza córka jest generalnie przyzwyczajona do podróżowania, poznawania nowych kultur, a Hiszpanie są bardzo otwarci i mili, zwłaszcza dla dzieci. Zabukowanie w Maladze apartamentu z basenem było strzałem w dziesiątkę, spędzaliśmy w nim prawie całe przedpołudnia i było to dużo bardziej praktyczne niż wyjście na plażę. Naszej córce nie do końca smakowało hiszpańskie jedzenie, ale ratowały nas krokiety, hamburgery, gotowane ziemniaki i jedzenie japońskie. Hitem było flamenco, a zwłaszcza sukienka i całe wyposażenie z bucikami włącznie, które za bardzo niewielkie pieniądze nabyliśmy dla niej. Kilka bardzo ciekawych interaktywnych muzeów wywołało sporo zainteresowania, zarówno u naszej córki, jak i u dorosłych. Oczywiście jak zawsze podróżowaliśmy z uwzględnieniem potrzeb dziecka, tak więc zawsze mieliśmy czas, żeby zatrzymać się i poprzyglądać zielonym papugom w Maladze, czy pobawić w chowanego w ogrodach Alhambry. Przełom sierpnia i września był jeszcze dosyć gorący, a nasze dziecko nie zbyt dobrze znosi upały, tak więc żelaznym punktem dnia była sjesta, bo w najgorętszych godzinach musieliśmy się schować do klimatyzowanych pomieszczeń. To był nasz czas na odpoczynek, krótką drzemkę, czytanie książeczek i czasami też obejrzenie jakiejś bajki. Zrezygnowaliśmy za to z naszego normalnego rozkładu dnia i pozwalaliśmy szaleć dziecku do 22 – 23, co było po prostu dostosowaniem się do lokalnych zwyczajów.

Dodam jeszcze, że po odbyciu tej podróży chyba nie zdecydowałabym się na przyjechanie tutaj z dzieckiem, które jeszcze raczkuje, albo już chodzi, ale jeszcze często się przewraca lub upuszcza przedmioty na ziemię i generalnie lubi się bawić na podłodze i brać wszystko do buzi. Na mój gust ulice tutaj są zbyt brudne, za dużo na nich odchodów zwierząt, cuchnącej breji wylewającej się z kontenerów na śmieci, itd. I nie chodzi tu o to, że poruszaliśmy się w jakichś slumsach, po prostu jest tutaj za mało opadów deszczu, żeby w naturalny sposób oczyścić ulice, a służby miejskie pewnie nie dają rady, może to jest też kwestia budżetu dostępnego na oczyszczanie ulic. Oczywiście jak zawsze jest to kwestia indywidualnego podejścia do higieny i do wychowania dzieci i indywidualnego progu wrażliwości. My raczej wyznajemy teorię, że „dzieci dzielą się na dzieci czyste i dzieci szczęśliwe”, ale raczej chodzi nam o kontakt z brudem bardziej „naturalnym”, jak ziemia, błoto, rośliny, itd. Ten rodzaj brudu, jaki zastaliśmy w andaluzyjskich miastach, bardzo by mnie stresował, gdybym tutaj była z takim bardzo małym dzieckiem, które wszystko by chciało podnosić z chodnika i brać do buzi. Z naszą prawie sześciolatką takiego problemu już nie było, więc podróż przebiegała nam pod tym względem bezstresowo.

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy dwa tygodnie zostali w jednym miejscu 🙂 Odwiedziliśmy takie miejscowości:

  • Malaga – świetne miasto, zaskoczyło nas zwłaszcza kulinarnie. Fajne muzea.
  • Ronda – zakochałam się w tym miejscu, i w miasteczku jako takim i w otaczających go krajobrazach
  • Mijas – piękna biała wioska (pueblo blanco), ale niestety bardzo turystyczna, raczej nie polecamy
  • Granada – bezdyskusyjnie piękna i godna odwiedzenia
  • Guadix – chyba największa pozytywna niespodzianka naszej podróży
  • Alhama de Granada – kto tam nie był, nic nie stracił

W następnym poście będzie trochę o przygotowaniach do podróży i naszej logistyce w Andaluzji.

Marsylia – mniej turystycznie

Ostanie chwile w Marsylii spędzamy maszerując ze Starego Portu na dworzec główny. Przechodząc wzdłuż mniej turystycznych uliczek zrozumieliśmy, dlaczego Marsylia ma taką nieciekawą reputację… Niestety widoki i zapachy nie do końca były przyjemne, a i lokalsi też nie do końca wzbudzali zaufanie swoim wyglądem i zachowaniem… grupki młodych chłopaków i starszych facetów podpierających ściany i patrzących spode łba na naszą małą trójosobową karawanę niezbyt pozytywnie wpłynęły na moje samopoczucie, a i ochota do robienia zdjęć też zdecydowanie zmalała… Nie zdarzyło  się nic konkretnego, tylko takie napięcie wyczuwalne w powietrzu, taki ścisk w brzuchu i intuicja podpowiadająca, żeby to miejsce opuścić jak najszybciej. A jako dziecko kieleckich blokowisk wiem, że takiej intuicji nigdy nie należy ignorować.

Tutaj tylko trzy fotki, które zrobiłam trochę na chybcika, zanim postanowiłam schować aparat w bardziej dyskretne miejsce:

Nic nam się nie stało, nie było żadnego incydentu, ale zdecydowanie odetchnęłam, kiedy szczęśliwie dotarliśmy na dworzec główny…

To  są zapiski  z podróży do Marsylii, która odbyła się w Kwietniu 2017. Podóżowaliśmy indywidualnie. tutaj nasz cały plan podróży do marsylii.

 

Marsylia – archipelag Frioul, spacer po wyspie Ratonneau

Po zdeponowaniu bagaży w kanciapie u stróża kamienicy, w której nocowaliśmy, wybieramy się statkiem ze Starego Portu na Ratonneau, jedną z pobliskich wysp w archipelagu Frioul. Rejs trwa około 20 min.

Ratonneau to kamienista wyspa, usiana ruinami militarnych fortyfikacji i innych budynków, których przeznaczenia nie byliśmy pewni. Później doczytałam, że Ratonneau i połączona z nią wyspa Pomégues służyły jako miejsce kwarantanny dla marynarzy, którzy musieli tam odczekać 40 dni, zanim dostawali pozwolenie na przybicie do portu w Marsylii – o ile oczywiście w tym czasie nie rozwinęły się u  nich objawy jakiejś paskudnej choroby. Obydwie wyspy służyły też jako „izolatki” dla chorych podczas licznych epidemii.

Jeśli chodzi o roślinność, to nie jest ona zbyt obfita, ale za to bardzo ciekawa. Po raz pierwszy w życiu widziałam kwitnące agawy. Czego się później dowiedziałam, agawy kwitną tylko raz w życiu, a potem obumierają. Na Ratonneou było tych roślin mnóstwo, a ich kwiaty były naprawde ogromne!

Dla naszej córki ciekawe było oglądanie różnych  roślinek, zwłaszcza kaktusów, wąchanie dzikiego rozmarynu i mięty i wielu przepięknie pachnących kwiatów. A największą frajdę cała rodzina miała z podpatrywania mew, zwłaszcza tych, które strzegły swoich gniazd. Ponieważ kwiecień to okres lęgowy, mewy-rodzice były w bojowym nastroju i głośnymi dźwiękami dawały do zrozumienia, że nie życzą sobie żadnych intruzów w swoim rewirze.

W jednej z przepięknych zatoczek zjedliśmy nasz prowiant, w głównej mierze składający się z obłędnie przepysznych brioszek zakupionych w jednej z marsylskich boulangerie. Oczywiście nie mogło też zabraknąć lodów, dzięki którym udało nam się skrócić czas oczekiwania na statek powrotny.

To  są zapiski  z podróży do Marsylii, która odbyła się w Kwietniu 2017. Podóżowaliśmy indywidualnie. tutaj nasz cały plan podróży do marsylii.